Już miałem wyjść z domu ale w ostatniej chwil odczytałem wieść od Tomka na GG. O planowanej na 11:30 ustawce pod Mc restauracją. Pomysł spoko tylko czy mój sprzęt wytrzyma...chwila zawahanie.. Jadę i mam nadzieję że niemiecka rama na japońskim osprzęcie wytrzyma trudy podroży. Późnię było fatalnie porostu masakra podróż zupełnie nie udana. Jeszcze nigdy tak złe mi się z kimś nie jechało. Ciekawe czy ktoś w to uwierzył...bo żartowałem dalej już na poważnie jak naprawdę było. Jak zawsze spóźniony docieram wreszcie na miejsce zbiórki. Okazuję się że skład osobowy na dziś robi wrażenie. Bo to w końcu stawiła się cała elita bikerów z Łodzi czyli Karotti,Xanagaz, Pixon i Silenoz nie zapominając o mojej skromnej osobie. Ruszamy wlaściwie nie wiem gdzie...to nie ja prowadziłem. Ciesząc się że jedziemy asfaltem bo zanim się nie rozgrzeje to każdy podjazd w terenie to dla mnie masakra. Nie długo się nacieszyłem nawierzchnią bitumiczną bo chłopaki przy pierwszej okazji skręcają w lasek. Później przejeżdżamy przez miejscowość która swoja nazwą jednoznacznie zachęca do wypoczynku właśnie tutaj czyli Zgniłe Błota. Pierwsze postój był w bardzo wyszukanym miejscu dosłownie bo dojechać,trafić tam wcale nie było łatwo. Ale ta leśna polanka urzekała ciszą i spokojem:P Mogłem w końcu spokojnie się napić i zjeść Snickersa oczywiście. Jak zawsze podczas postoju mała zamułka. Później małe problemy z przejazdem przez wąską ścieżkę. Sytuacja jednak szybko opanowana. Wracamy na szosę staram się teraz dotrzymać tempa reszcie. Nawet dobrze mi to do tej pory wychodzi. Jednak trochę się mecze narzuconym tempem:P Dlatego z radością witam pierwszy sklep który odwiedzamy dzisiaj. Tutaj uzupełniam zapas Snickersów i kupuje coś do picia. Tylko nie tak jak niektórzy bursztynowy napój z pianką tylko wodę mineralną. Pijemy,jemy i słuchamy muzy która leci z auta stającego pod sklepem. Jak się później okazało wsiadło do niego kilku gości A prowadził go najbardziej wstawiony z nich. Pewnie miejscowy bo oni pija i prowadzą pewnie już od kat mogą dosięgnąć do pedałów. Więc zdarzył się przyzwyczaić już do jazdy po alko bo wyszło mu to bardzo dobrze. Dalej jedziemy kompletnie nie wiem gdzie. Mnie przynajmniej już tak jazda nie meczy i spokojnie pokonuję kolejne kilometry Tylko na niektórych zjazdach jak zwykle zostaje z tyłu bo mi właśnie nie dział przerzutka co by się najbardziej przydała(Właściwie to mało co która działa). Z powodu że nie pamiętam nawet mijanych miejscowości od razu przeniosę się do następnego przystanku przy sklepie. Który wcale nie był tak szybko. Tym razem już nabywane były same jogurty pitne i woda mineralna. Tu na ławeczkach koło sklepu trochę sobie posiedzieliśmy nie wspominając o koledze kory przez trudy podroży postanowił się zdrzemnąć. Gdy już zaczynało robić się zimno ruszyliśmy dalej. Aby za chwilę znowu się zatrzymać w żwirowni (Chyba w każdym razie woda była i dużo piachu) Ja oczywiście zamiast siedzieć spokojnie w miejscu postanowiłem zwiedzić okolice. Wpadłem w błoto którego w ogóle nie było widać brudząc sobie całe buty. Musiałem tak wracać aż do ŁDZ. Wyglądałem pewnie jak wieśniak który wyszedł przed chwilą z obory;P Warto jeszcze wspomnieć że po usłyszeniu dzwonka w telefonie Łukasza chłopakom wkręciła się bardzo melodyjka i prawie cała drogę powrotna nucili dobry bit. Teraz już powrót do domu ale po drodze kolo miejscowego cmentarza gdzieś się zgubili Tomek z Marcinem. Musieliśmy na nich trochę poczekać. Ale jak się okazało zwiedzali kibel bo chcieli się umyć czy coś takiego...W każdym razie w końcu się zjawili. Łodzi pożegnaliśmy się z Łukaszem i postanowiliśmy jeszcze odwiedzić pizzerie. W końcu również mi się udało bo ostatnio zerwał mi się łańcuch i nie miałem okazji. Gdy czekaliśmy na nasze placki Marcin postanowił pokazać swoje prawdziwe zamiłowanie i obmacał dokładnie kilka siodełek. Kończąc zdaniem „Zobacz jak subtelnie marszczy się skóra na moim siodełku...”. Jak ktoś będzie chciał kopić nowe siodełko to tylko z Nim. Później tomek miał problem z wyliczeniem komu ile ma oddać reszty za pizze więc postanowił w ogóle nie oddawać(Za to stawiasz piwo następnym razem:P) jeszcze ekstremalna podróż z jedzeniem na pobliską górkę i w końcu mogłem zatopić zęby w pysznej pizze pycha:) Gdy już zjedliśmy to jeszcze odeskortowałem wszystkich do domu (przynajmniej do połowy). Bo jak się okazało mieszkam najdalej na południe ze wszystkich. Kinga z mojej eskorty mogła się cieszyć do samego akademika. Gdzie dostałem od niej jeszcze pewien specyfik który ma mi pomóc na moją ranę. Wielkie buziaczki się jej należą za to:* Teraz to już definitywny koniec na dziś. Tylko dojechać jeszcze na Dąbrowę.
To tak w skrócie jak coś sobie jeszcze przypomnę to dopiszę Ogólnie dzień udany tym bardziej ze rower mi się nie rozwalił. Chociaż i tak trzeba chyba się zastanowić nad zmianą sprzętu na nowy
Komentarze (28)
Jeżeli ktoś poczuł się urażony i pomyślał że Xanagaz to cham i burak ze wsi. To muszę powiedzieć że jednak jest w błędzie... Więcej u samego autora http://xanagaz.bikestats.pl/index.php?did=187202
Hehe głodnemu chleb na myśli. Ale z tą twoją raczej na rowerze jeździć się nie da :D Poza tym twoja to jakaś podróba bo ma tylko 40 % A mi chodziło o 100% białą Damę czyli o Kingę bo ma biały rower i była ubrana na biało
Miałem już kończyć ale nie mogę jednak. Pixon niech idzie w takim razie sobie stąd, a wszystkich co czują się urażeni moim poziomem intelektualnym i fizycznym bardzo lubię :D
No nie. Czemu tak nie kulturalnie. Można przecież napisać np. Bardzo mnie irytuję twoja wypowiedz. Jak byś był tak uprzejmy i nie pisał takich rzeczy pod moim adresem bo sobie tego nie życzę
Ty oprócz dalekiej drogi w sprawności umysłowej i fizycznej masz jeszcze długo drogę nad pracowaniem nad swoją kulturą, która sięga dna - niemalże jak twoja forma.
w końcu ktoś coś napisał i to całkiem ładnie :) następnym razem poproszę tylko o jakieś akapity bo mi się linijki zlewały... A i jednak myślę nie kupuj tego roweru bo jak wsiądziesz na jakiś porządny sprzęt to chłopaki przy Tobie wymiękną...
Witam!
Na rowerze jeżdżę od momentu założenia konta na BS (nie wliczając wypadów po bułki do sklepu:P).
Odkąd tylko pamiętam lubiłem wyzwania, głównie w sporcie, w którym dążyłem do wyznaczonych celów:). Zaczęło się od tenisa stołowego w gimnazjum. Zacząłem odnosić pierwsze turnieje i sukcesy. Jednak czułem, że to nie do końca było "TO".
Więc spróbowałem gry w siatkę. Zupełnie inne klimaty, ale właśnie o to mi chodziło. Dobrze mi szło, miałem spore sukcesy w reprezentacji szkoły i pojawiła się propozycja gry w amatorskiej lidze. Niestety wszystko się skończyło dzięki szacownemu gronu pedagogicznemu, które postanowiło mnie wyrzucić z drużyny. Do dzisiaj tak naprawdę nie wiem, o co im chodziło...:/
Później za namową mojego przyjaciela zacząłem trenować taniec... Ale nie towarzyski tylko break dnace'a. Niesamowita atmosfera, ludzie na treningach i turniejach. To wszystko przyczyniło się do tego, że Taniec i Muzyka stały się moją pasją na kilka kolejnych lat, dopóki nie przytrafiła mi się kontuzja, która uniemożliwiła mi dalszy trening.
Po rehabilitacji zastanawiałem się, co będę teraz robił w wolnym czasie (oprócz imprezowania;P). Pomyślałem, że rower może być kolejnym wyzwaniem dla mnie.
Może jeszcze nie w tym sezonie, ale w następnym, jak już będę prezentował jakiś normalny poziom, wezmę udział w kilku maratonach MTB i zobaczę, czy jazda na rowerze to coś dla mnie.
A na razie pokonuję kolejne kilometry i zdobywam cenne doświadczenie;)
Jak na początek, to chyba nie jest tak źle.