Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2009

Dystans całkowity:564.20 km (w terenie 22.50 km; 3.99%)
Czas w ruchu:24:33
Średnia prędkość:22.98 km/h
Maksymalna prędkość:54.10 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:80.60 km i 3h 30m
Więcej statystyk

Mały trening po pracy

Wtorek, 28 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Korzystając z ładnej pogody postanowiłem się przejechać treningowo jak zwykle do Czarnocina. Trasę chyba bym przejechał z zamkniętymi oczami tyle razy już tram byłem. Ale wyjeżdżając zaraz po pracy zdążę ją przejechać przed zachodem słońca. A dzisiaj jechało się naprawdę super zresztą widać po średniej która jak dla mnie jest wysoka. Szkoda tylko że musiałem już wracać do domu bo coś czuję że 100 km by dzisiaj pękło;P

Miała być lajtowa wycieczka a wyszła lipa...:/

Sobota, 25 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Ogólnie plan był taki żeby przejechać się do Żychlina odwiedzić znajomych z którymi już dawno się nie widziałem. Cały czas mnie zapraszali więc ustawiłem sobie budzik na 9:30 żeby o tej 10 wstać. A i tak wsiadłem na rower dopiero o 11... Wiatr jak zwykle dosyć mocny ale na razie w plecy . Za to w Piątku po skręceniu w prawo zaczął wiać z boku więc musiałem mocnej w pedał cisnąć. Z reszta oczywiście musiałem pomylić trasy bo pojechałem w ogóle nie tak jak chciałem...Nie nadaje się chyba do nawigacji:P Dojechałem do Bielaw nie wiedziałem kompletnie gdzie jestem więc chciałem spytać się o drogę w miejscowym sklepie. I jak bym miał czas to bym chyba dłużej tam został bo niesamowita dziewczyna tam pracował :D (Szkoda że takie osoby marnują się po wsiach) I na tym skończyło się rumakowanie na dziś. Najpierw konkretnie zawiesił mi się telefon a jak udało mi się go włączyć to nie działał aparat. I koniec ze zdjęciami z wycieczek na razie:/ Później chyba za mocno się spoiłem pod ten wiatr bo zaczął mi łańcuch przeskakiwać po kasecie. Nie mogłem mocniej nacisnąć bo kończyło to się pedałowaniem w miejscu:/ Musiałem jechać bardziej technicznie niż na siłę. Wkurzyłem się i zawróciłem do domu. A jazda z myślą że nie można przyspieszyć jest straszna. I jeszcze czeka mnie wymiana kasety albo łańcucha albo obu tych rzeczy naraz.

Mapa

Mały trening po pracy

Czwartek, 23 kwietnia 2009 · Komentarze(1)
Chociaż do weekendu zostały 2 dni, to już nie mogłem wytrzymać i musiałem się trochę ruszyć z domu. Przed samym wyjściem była chwila zwątpienia. Że przecież po ciężkiej pracy to raczej trzeba odpocząć a nie wozić się rowerem. Ale po krótkiej chwili rozwiały się wszystkie wątpliwości ...JADĘ :D Była już dosyć późna godzina bo prawie 17 więc nie mogłem za bardzo się rozpędzać bo później musiał bym wracać po ciemku a tego wolałem uniknąć. Wiadomo brak oświetlenia a pomimo że już prawie zaliczam się do elity LDZ (hehe taki żarcik:P ) To podczas spotkania z autem nie maił bym szans... A czasu starczyło tylko na ok 50km. To w drodze losowania padło na Czarnocin. Najczęściej jadę najpierw przez Tuszyn. Tym razem jednak pojechałem odwrotnie. Po drodze urozmaicając sobie nieco trasę skręcając na Stefanów. Później prosto aż do miejscowości Kalinko. Tam w lewo do Romanowa gdzie jest długi i osty podjazd Cały czas przed siebie,wracając na główną trasę w Woli Rakowej ale tylko na chwile. Bo zaraz później w prawo na Czarnocin. Mijając kolejne miejscowości zobaczyłem przed sobą ciągnik który strasznie kurzył. Myślałem że chłop w traktorze coś tam sobie orze na polu i dlatego tyle tego kurzu było. Ale jak go mijałem to okazało się że akurat teraz zachciało mu się użyźniać glebę...obornikiem. Zachwycając się widokiem i zapachem pojechałem dalej. Wracając do domu widziałem kilku kolaży ale niestety żaden nie jechał w moją stronę żeby się z nim zabrać. A jak już się jakiś trafił to był szczęśliwym posiadaczem składaka...albo szosówki z karbonową ramą za którym utrzymałem się przez może 100m

Dzisiaj 50 km pękło,jak na trening po pracy to nawet całkiem niezła średnia prędkość. Chociaż widziałem jak niektórzy jeżdżą po 300 z taką średnia (Nie wiem jak w ogóle można taki dystans przejechać;P )
Ale systematycznie cały czasu z formą do góry:)



Zachód słońca w Romanowie


Chopka w Romanowie

Mapa

Po słonecznej stronie miasta

Sobota, 18 kwietnia 2009 · Komentarze(4)

Pogoda po słonecznej stronie:)


A zaraz z tyłu chmury frontowe które przez cały dzień prawie stały w miejscu


Historyczne miejsce gdzie w 1410r Niemcy przekonali się że nie byliśmy zbyt gościnni dla nich...:P Chociaż teraz też widać że mieszkańcy na razie balują w 'Vivacie' Ale już przeczuwają odwet i zaczynają się fortyfikować tymi wszystkimi koparkami i wózkami

Nie ma to jak spontan

Sobota, 11 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Umówiłem się z kumplem o 11 pod McDonaldem. Niestety miał mały wypadek rowerowy z udziałem samochodu ...(Spokojnie nic się nie stało. Twardy z niego kolarz:P) Ze byłem niedaleko to postanowiłem go odwiedzić w Konstantynowie Łódzkim (Kansasie). Po krótkiej rozmowie ruszyłem dalej. W planie miałem mała rundkę w stronę Pabianic przez Górkę Pabianicką i do Łodzi Ale po drodze do Porszewic wpadłem na pomysł żeby przejechać się trochę. A że spontan to jest to co najbardziej lobię postanowiłem pojechać do Brzegu nad zalewem Jeziorsko na działkę. Nic że w jedna stronę jest ok 75km a ja w życiu nie pokonałem większego dystansu niż 100km kilka lat temu . I nawet nie wiem jak tam dokładnie dojechać. Ale gdyby wszystko było zaplanowane to by nie był spontan;) Więc zamiast w stronę Pabianic odbijam w przeciwnym kierunku na Lutomiersk. Później w prawo drogą drogą do Kwiatkowic(Teraz jadę prawie cały czas niebieskim szlakiem 'Gorące Źrudła') Teraz na prostym odcinku drogi nie schodzę poniżej 30km/h bo mam wiatr w plecy i to dojść silny. Stąd już widać maszt radiowy w Zygrach chociaż jestem jeszcze ok 10km od niego. Jedzie się super bo z wiatrem gorzej będzie z powrotem ale mam nadzieję że pod wieczór trochę przestanie wiać. Nawet nie zdążyłem pomyśleć gdzie jestem a już mijałem Zygry. Tutaj maiłem mała rozkminkę w którą stronę pojechać ale zadałem się na instynkt który mnie nie zawiódł:P Teraz trasa już bardzo łatwa prosto przed siebie aż do Pęczniewa. Na odcinku od Kansasu do Pęczniewa chociaż jechałem bez specjalnej napinki pobiłem chyba swój rekord średniej prędkości 30,2km/h W Pęczniewie jeszcze zastanawiałem się czy nie pojechać na tamę ale ostatecznie nie mogłem się doczekać aż zobaczę Brzeg. Można powiedzieć że to moja rodzina wieś bo przyjeżdżam tam co roku od urodzenie. Jeszcze tylko stawy rybne,mały lasek i już właściwie jestem na wiosce. Teraz czas na mały odpoczynek na skarpie koło miejscowej szkoły. Naprawdę super miejscówka szczególnie wieczorem,plaza,mewy,szum fal i zachód słońca. A i nie można zapomnieć o piwku;)(Na szczęście sklep u 'Pawełka' jest blisko) Po wysłaniu kilku MMS z pozdrowieniami znad Jeziorska ruszam w dalszą drogę. Teraz już muszę się zmagać z silnym wiatrem który wieje z boku. A co będzie za chwile jak będzie wiał centralnie w twarz...Jednak to nie najgorsze co mnie spotkało...Bo po dojechaniu do Dzierzązny przy miejscowym sklepiku zadałem sobie sprawę ze zgubiłem cała kasę jaka miałem przy sobie. Nie wiem jak to się stało ale teraz na cała drogę (A zostało jeszcze jakieś 70km) zostało mi tylko 0.5l wody i 1 Snickers. Jak dla mnie to zdecydowanie za mało tym bardziej ze musiałem zmagać się jeszcze z tym okropnym wiatrem. Nie mogłem nocować u znajomych na miejscu bo w niedzielę musiałem być w LDZ. Wiec bez respektu dla niewidzialnego wroga(Oczywiście chodzi tu o wiatr:P) ruszyłem dalej. Do Rossoszycy całkiem nieźle dawałem sobie rade jadąc ok 23km/h. Zazdrościłem tylko kolarzom którzy mijali mnie znad przeciwka że mogą sobie jechać z wiatrem. Wymiana pozdrowień i znowu dołująca długa trasa do domu. W końcu dojechałem do Szadku tutaj już dawno zapomniałem że miałem coś do picia i jedzenia. Do domu jeszcze sporo kilometrów a ja już odczuwam trudy podróży. I chyba przez to zmęczenie pomyliłem drogi i zamiast jechać do Kansasu skręciłem w stronę Pabianic. Od Początku coś mi ta trasa nie pasowała ale byłem tak zmęczony że nawet nie chciało mi się o tym myśleć że źle pojechałem. Poza tym droga niesamowicie monotonna długie proste odcinki nawet nie było na czym zawiesić zmęczonego oka. Po przejechaniu Wrzeszczewic byłem pewien że źle skręciłem. Żeby już dalej nie błądzić spytałem o drogę na Kansas. Po minięciu Ludowinka już wiedziałem gdzie jestem i że nie potrzebnie dodałem sobie tylko kilometrów do przejechania. Teraz jeszcze chwila skupienia żeby zaplanować najkrótsza trasę do domu. Miała wyglądać ona tak Górka Pabianicka,Gorzew i do ul. Hocianowickiej już w lodzi. Teoretycznie już byłem bardzo blisko LDZ ale po drodze moje tempo spadło do żałosnych 13km/h. Czułem dreszcze i zimny pot o jest oznaka odwodnienia wielki kryzys zbliżał się w szybkim tempie I rzeczywiste koło Górek Pabianickich byłem tak wycieńczony ze musiałem się co chwile zatrzymywać i nawet nie miałem siły nawet iść poboczem. Wszystko mnie bolało a siodełko zrobiło się nagle bardzo twarde myślałem że już nie dam rady będę musiał się poddać i zadzwonić po jakiś transport tak blisko celu. Jednak poddać się to jest łatwo Ćwiczyć hart ducha to jest sztuka. I jedynym wyjściem chociaż może się wydawać że trochę dziwnym było z powrotem wrócić się do Kansasu. Ale biorąc pod uwagę że prawie połową trasy była z wiatrem a w Kansasie miałem koleżankę którą na pewno dała by coś do picia i jedzenia opcja ta była bardzo kusząca i chyba jedyna jak przyszła mi wtedy do głowy. Desperacki pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę co prawda dojechałem ostatkami sił i prędkością nieraz przekraczająca 11km/h...Ale Honda(ksywka mojej koleżanki) pracuję w barze więc napiłem się i najadłem do syta w miłym towarzystwie:) Dzięki pomocy Hondy za co należą jej się wielkie buziaczki mogłem spokojnie wracać do domu. No prawie spokojnie bo międzyczasie zrobiło się już ciemno a ja nie miałem żadnego oświetlenia wiadomo trochę niebezpiecznie więc wracałem głównymi dobrze oświetlonymi drogami po chodniku Po wizycie w barze od razu lepiej się poczułem i kręcenie pod wiatr nie było już żadnym problemem. Szczerze to Jeszce bym sonie teraz pokręcił ale niestety już za późna godzina była

Wycieczka ogólnie bardzo udana jak większość spontanicznych wyskoków. Tym bardziej że jeszcze nigdy w życiu nie przejechałem takiego dystansu.Z wyjątkiem faktu że zgubiłem kasę i przez ostatnie parędziesiąt kilometrowy musiałem się strasznie męczyć. Ale nauczyłem się też że nie mnożna się nigdy poddawać w końcu chłopaki nigdy nie płaczą;P I lepiej chować kasę...



Dlatego że nie odpadł mu pedał (A można było się tego spodziewać)i się tak ładnie prezentuję.
To nad brzegiem wody został oficjalnie ochrzczony nazwą 'Czarny Pedał' Bardzo mu ta nazwa chyba pasuję:P




Bunkier w Dzierząznej z 1939r Służył arami Łódź w obronie granic Polski przez 4 dni. Bo w tamtych latach granica była kilkadziesiąt km na zachód od Wart





A to rower elitarnego bikera który prezentuje niesamowicie wysoki poziom jazdy. Pokazując innym że nie ma takiego miejsca w które nie da się dojechać rowerem. Respekt:D

Mapa

Sorry za jakość niektóeych zdjęć ale nie miałem już wiecej miejsca na karcie na lepsze...

Pierwszy raz po 2 latach...

Niedziela, 5 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Jak tylko dostałem rower od kumpla. Nie mogłem długo wytrzymać i przy najbliższej okazji musiałem się na nim przejechać:D Chociaż zdecydowanie nie bylem w formie. Bo przez 2 lata na rowerze najwyżej kilka razy byłem po bułki w sklepia. To od razu treningowo postanowiłem zaliczyć 50 km dobrze mi znaną trasą do Czarnocina. Po zabraniu izotonika i kliku batonów ruszyłem w drogę już po kilku kilometrach odpadł mi prawy pedał...wiedziałem ze ten niemiecki sprzęt nie jest w najlepszym stanie ale żeby już po takim dystansie zaczął się rozsypywać..to co będzie później. Miałem się już wracać do domu ale silna wola wygrała. Najwyżej jak się cały rozsypie to zadzwonię do znajomego po jakiś wóz techniczny zęby zawiózł mnie do domu. A żeby dokręć pedał musiałem odwiedzić mojego kumpla który na szczęście mieszka niedaleko na kurczakach. Dzwonie do drzwi siema ziomuś masz u siebie 15. On widać lekki kacyk po wczorajszej imprezie popatrzył dziwnie na mnie. O klucz do roweru mi chodzi...aaa bo ja się zastanawiałem o co Ci chodzi. Dokręciłem pedał i mogłem ruszać w dalszą drogę. Najpierw ruchliwą A1 w stronę Tuszyna. Po drodze było kilka małych podjazdów które wziąłem z rozpędu
i nawet dobrze mi szło dopóki nie dojechałem do Tuszyna...nie miałem siły już pedałować ale nie po to straciłem tyle czasu na rozmowę z ledwo przytomnym kumplem żeby teraz się wycofać. Widocznie jeszcze się dobrze nie rozgrzałem bo dalej już wszystko było OK. Po drodze do Żeromina panowie policjanci zaczęli się mnie czepiać ze 'poruszam się po drodze bez trzymania się kierownicy'. A ja akurat wtedy chciałem się napić... Po krótkim wyjaśnieniu że przecież muszę w czasie drogi kiedyś wziąć klika łyczków. Skończyło się na szczęście tylko na pouczeniu ze następnym razem należy zatrzymać się w bezpiecznym miejscu na poboczu...A tak poza tym bardzo lubię policję W Czarnocinie skończyły mi się zapasy a chciało mi się pic więc zacząłem się rozglądać za jakimś sklepem przypomniałem sobie że w miejscowości Dalków był zawsze sklep i rzeczywiste był...bo teraz jest zamknięty trudno trzeba będzie sobie poradzić bez picia albo poszukać innego sklepu. Na Krzyżowaniu w Dalkowie chciałem jeszcze skręcić w prawo na Kotliny Albo prosto do domu przez Wardzyn. Ale zobaczyłem spora grupę kolaży ok 15 więc szybka zmiana planów...zabiorę się z nimi. Skręciliśmy w stronę Woli Kutowej Nie zdarzyłem się nawet zapytać skąd są i gdzie jada a już się zatrzymali żeby odpocząć. Mi się nie chciało zatrzymywać więc na luzie z górki pojechałem dalej na pewno zaraz mnie dogonią i rzeczywiście po kliku kilometrach są...pewnie teraz już przyspiesza ale oni znowu zrobili sobie postój...Nie czekałem już za nimi bo to tempo nawet dla mnie było zbyt drastycznie wolne. Ale jakiś 2 ścigaczy na szosówkach postanowiło chyba zadbać o honor bo mnie dogonili już w Woli.K I na początku rzeczywiście im się to udało bo uciekli mi nawet na 50m ale później chyba za szybkie sobie tempo narzucili bo z każdą minuta zostawali za mną. A ja wcale chyba tak szybko nie jechałem,chociaż na koniec cisnąłem na max. Później jeszcze z wizytą na Młynku i w końcu w domu:P


Ogólnie pierwszy wypad za miasto udany,bez napinki więc średnie prędkość tez nie imponująca ale to tylko rozruch później będzie na pewno lepiej;) I mogę się jeszcze Cieszyć ze rower się nie rozsypał po drodze



Lasy w Rzerominie


Stawy w Rzerminie podobno dzisiaj ryby nie brały


Bloki w samym środku lasu w Rzerminie. Fajne klimaty...blisko natury,
pewnie komary tam to dopiero tną stadami:P A pyzatym sklep na tym
zadupiu doskonale zaopatrzony pytam się czy są snickersy albo marsy
-Nie nie ma...Okazało się że nieraz są liony albo prince polo.
Ale za to piwa bogaty asortyment całe pułki



Pewnie większości dobrze znane stawy w Czarnocinie

A tutaj mapa trasy