Albania-Shkodra

Czwartek, 11 sierpnia 2011 · Komentarze(1)
I tak właśnie po kilku dniach spędzonych na Bałkanach dostaje się z Polski autostopem aż do jednego z większych miast w Albanii czyli Shkodra .
Wszyscy mówili żebyśmy bardzo uważali że jest tam bardzo niebezpiecznie i pewnie nas zabija …
Pierwsze wrażenie właśnie takie było... policja która średnio sobie radziła z panowaniem nad sytuacja. Pełno ludzi biegających ze swoimi narodowymi flagami... krzyczących coś i agresywnych... No to pięknie ten naród to jacyś fanatycy. Muszę przyznać ze pierwszy raz podczas mojej miesięcznej wycieczki po Bałkanach myślałem że nie jest to fajne miejsce. Umówiliśmy się przy stadionie bo to miejsce łatwo zlokalizować.
Tam było Jeszce gorzej... bo okazało się ze właśnie dzisiaj i dokładnie o tej samej godzinie był jakiś mecz piłki nożnej na tym stadionie ( chyba jakiś ligowy )
Pierwsze wrażenie dokładnie takie same jak z filmu Euro Trip W scenie gdzie wszyscy znaleźli się w stolicy Słowacji, Bratysławie. Tylko że w Słowacja jest pięknie a tam naprawdę tak miejscami wyglądało:P No i motyw z woda (Czy co to tam było) wylewana przez okno tez był :P
Ogólnie wszyscy byli przerażenie (były nas 3 pary) jeszcze gorzej niż ja.
W końcu zupełnie inny świat. Ale jak zawsze mamy szczęście nie mogło być inaczej również teraz . Spotykamy włoskie małżeństwo co przyjeżdża tutaj na wakacje sobie ( Tutaj...?! ) I mają własny domek. Więc nas zapraszają do siebie:) Uratowani w samym centrum mamy bezpieczne miejsce:)
Nasi gospodarze byli bardzo mili i wierzący a jak usłyszeli żeśmy Polakami to już w ogóle nas kochali ;)
No i co najważniejsze mieli tez rower :D Musiałem skorzystać z tej okazji i przejechać się po Albańskiej ziemi. Wiedziałem ze tutaj kierowcy jeżdżą jak chcą ale to co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania :P
Pierwszy raz w życiu widziałem dwu kierunkowe rondo... co prawda ruch był jedno kierunkowy ale kto by się tu tym przejmował. Po lodzi jeździłem sporo byłem kurierem rowerowym więc nie jest mi obca jazda wśród aut. Tutaj było inaczej nie wiedziałem jak oni tutaj się odnajdują w tym całym zamieszaniu. Kiedyś była tutaj sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniach ale już nie działa . Po co jak można trąbić cały czas na siebie. Znacznie prostszy sposób :P Ale mają tam nawet wyznaczony pas dla rowerów czynny co prawda od 6 do 23 ale nawet da się nim przejechać spokojnie. Nie licząc śmietników i góry śmieci obok nich, brak kratek w studzienkach kanalizacyjnych... i ludzi wyskakując zza aut. Chciałem się przejechać z jakimiś miejscowymi rowerzystami niestety albo jechali za wolno albo nie w moim kierunku. Ale tam jazda pod prod rowerem to jest normalka i nikt tym się nie przejmuje. U nas to już jest wyczyn :P Nikogo nie dziwi również za auta zatrzymują się tam gdzie staja akurat w danym miejscu czyli na środku pasa powodując korek chociaż obok jest pełno miejsca do parkowania. Lekko w szoku wydostaje się z miasta kierując się drogą oświetloną trochę przez latarnie co zrobiło się już ciemno między czasie. Oczywiście asfalt zaraz się skończył i zaczeły się dziury a nie miałem zbyt dobrego roweru na taki teren i nie chciałem go zaraz zniszczyć.
Skręciłem gdzie w boczna uliczkę kierując się w stronę bardziej oświetlonej drogi. Po drodze mijali mnie jacyś ludzie a ja miałem aparat trochę się balem w bo jak by tylko o niego poprosili to ja na takim albańskim zadupi i w takich ciemnościach mógłbym powiedzieć tylko proszę :P
Ale spytali najwyżej z skąd jestem.
Udało mi się dojechać w końcu do jakiejś głównej drogi. Był asfalt ale nie wiem co oni tam z nim robili.. bo jest dosłownie zaorany przez cały czas były w nim prawie porzecze koleiny. Co strasznie utrudniało jazdę. Również tirowi który tam jakim cudem się znalazł jechał chyba z 15 h powodując spory korek. Chociaż nie wiedziałem gdzie dokładnie mam jechać udało mi się trafić z powrotem do centrum. I co się okazuje ludzie tutaj żyją do późnych godzin nocnych prawie północ a tutaj normalnie wszystkie sklepy otwarte odzieżowe,spożywcze sporo ludzi na ulicach. Tylko jedno rzuca się tam w oczy dziewczyna mają tam masakryczni ciężkie życie...(chociaż pewnie nawet nie zdają sobie z tego sprawy :P ) Nie dojść że muszą się całe zawijać jak mumie w jakieś chusty. To jeszcze jak już gdzies wyjada z domu to nigdy same tylko z kimś, najczęściej z mamą. I pewnie na tą wyjątkową chwile szykuja się godzinami przed lustrem i zakładają najlepsze sunie jakie mają bo wyglądają jak by właśnie szły na jakiś bal zza dożą ilością wszystkiego co możliwe na twarzy i rzęsach. O jakiś klubach czy pubach jak u nas można zapomnieć . Tam w barach siedzą zawsze sami faceci. No masakra.
W każdym razie chyba z nadmiaru wrażeń zapomniałem drogi do domu.. Jeździłem tak chyba pół godziny między miejscowymi domami które w większości u nas zostały by przeznaczone do rozbiórki tam jednak da się jeszcze w nich mieszkać. W końcu po zwiedzeniu dokładnie chyba każdej uliczki w centrum udaje mi się znaleźć ta odpowiednią :) wieczorem był mały ruch samochodowy więc jakoś udało i się przeżyć.
A w domu jak pamiętam czekały już na mnie jakieś pyszności do zjedzenia :)

Albania ogólnie dzika ale to chyba ostatnie miejsce w europie gdzie czas się zatrzymał dawno dawno temu
Jak dla nas bardzo egzotyczny klimat tutaj panuje.
Dla mnie każde spotkanie z Albańczykami było miłe. Tych których spotkałem i rozmawiałem zawsze się uśmiechali i chcieli pomagać.
Ale mój kolega co podróż zaplanował te w te rejony rowerrem Nie miał już tyle szczęście co ja... i napadli go jacyś złoczyńcy okropni z bronią w reku...:/ I prawie wszystko ukradli co miał
Sami miejscowi ludzie byli zdziwieni tym faktem więc chyba to się nie zdarza zbyt często.




Cała nasza ekipa


Z wizytą u fryzjera


Jedne z najbardziej odważnych dziewczyn...Pozwoliły sobie zrobić zdjęcie :P


Czasem zdarzają się niewielkie dziury na albańskich drogach




Jak zgrabna sztuka...:P





https://lh5.googleusercontent.com/-N5Gye76TCsM/Tq27OzAMwvI/AAAAAAAAAhY/4Z-7BpKBrLQ/s640/IMG_7030.JPG
W końcu to co lubimy najbardziej :)


Wygodne albańskie ławeczki



Romskie osiedle


Albańska architektura ten budynek akurat jest bardzo wyszukany


Jezioro Shkoderskie




Zamek Rozafa z widokiem na misato










Meczet...jeden z powodów dla którego Albania tak się różni od naszej kultury


W podwórku naszego luksusowego apartament w centrum miasta :P


A to już sąsiedzi...

Trochę więcej zdjęć z Bałkanów TUTAJ

Góra Corteza

Piątek, 22 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Jest marcowa niedziela dosyć ciepło i świeci słonce kiedy jadę pierwszy raz w tym roku w stronę Czarnocina. Przy okazji jeszcze odwiedzić swoją górę Corteza wznoszącą się na imponującą wysokość 234 m.n.p.m Niby nie dużo ale to zawsze fajnie mieć swoje własne wzniesienie w okolicy:)
Jedzie się niby dobrze ale zdecydowanie brakuje mocy wcale się nie mecze ale tempo iście zamulające. Niestety nie da się szybciej:/
Czyli kondycji nie ma w sumie to dobrze bo gorzej jak bym takie wyniki uzyskiwał w szczycie formy a tak trzeba trochę pojeździć potrenować i forma powinna wrócić oby;)


Czarnocin



A tu projektowana autostrada A1




Kopalnia Tychów







Wycinek mapy Compassu

Nocna Kurierka

Środa, 22 grudnia 2010 · Komentarze(6)
Razem z Maviciem porozwozić trochę prezentów.
Ciekawa odmian od zwykłej jazdy w dzień powoli, nie trzeba się spieszyć, i reakcje ludzi na nasze przybycie...
Mając rower złożony z 3 innych rowerów jechałem obawiając się czy przypadkiem coś mi zaraz znowu nie odpadnie na szczęście jakoś wszystko wytrzymało powolną jazdę w ciężkich warunkach.
Nie było chłodno ale późnym wieczorem dodatkowo atmosfera rozgrzała dziewczyna ok 30 lat. Która otwierając drzwi była w szlafroku, widać że przed chwilą brała kąpiel. I zaraz na samym początku zaproponowała mi czy może też bym się nie wykąpał...
Wiec wniosek jest taki że lepiej przesyłki rozwozić wieczorami:P











Kurier 2 dni zimowej jazdy

Piątek, 17 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Znowu w kurierce ale niestety nie na długo tylko 2 dni wytrzymał rower który dzielnie stawiał opór moim wybitnym zdolnością do destrukcji każdego roweru.
A na dodatek musiałem jeździć na ostrym kole Mavica żeby zawieść ostatnią przesyłek.
Miałem wrażenie ze zaraz się zabiję nie mając do dyspozycji żadnych normalnych hamulców.
Ale muszę przyznać że gdyby nie ta wysoka kadencja to całkiem fajnie by się jeździło;]
A przy okazji dowiedziałem się że jazda w 15 stopniowym mrozie jest o wiele lepsza niż w okolicy zera;)







Bobcyk w miejskiej wersji

Sobota, 11 grudnia 2010 · Komentarze(1)
Bobcyk ma przypominać Allecata musiałem zobaczyć jak to będzie wyglądało>
na miejscu jestem 20 min przed czasem. Ale nikogo nie widzę nie ma żadnych rowerów... pewnie pomyliłem miejscówki... No nic nie będę tutaj stał bo trochę zimno jadę więc kawałek w stronę Piotra który właśnie jedzie z pl Wolności. Po drodze spotykam jeszcze Bartka kuriera za nim go dogoniłem przejechałem dobre 300m. Ciężko oddychając już wiedziałem ze raczej dzisiaj to się nie po ścigam z innymi. Właściwie najchętniej wrócił bym do domu ale już obiecałem innym ze wystartuje poza tym miałem do dyspozycja super maszynę jednośladową (Od Mavika Który pożyczał mi ją pełny obaw ale rower dotrwał cało do końca) więc ostateczni pomyślałem że najwyżej stracę te 2zł za wpisowe:P
Dostrzegam już z daleka znajomą zielona sylwetkę głównego kartografa i organizatora rajdów w lodzi czyli Piotr. Teraz jedziemy myśląc ze pewnie będziemy ostatni i zabraknie dla nas mapek bo było tylko 30szt. Już przed drzwiami widzimy <<orasniz>> i 1 uczestnika he jak się wepchniemy przed niego to nie będziemy ostatni. Szybko się okazało że był to jedyny uczestnik...!
Byłem wyraźnie przytłoczony przez te tłumy na szczęście niedługo zjawili się następni uczestnicy w liczbie...5 No aż takiego nieoczekiwanego zwrotu akcji się nie spodziewałem:P
Ale najważniejsze że każdemu dopisuję humor ( No i naszej rodzynce Ani też) i jest gotowy do ostrej rywalizacji.
Jeszcze tylko udzielając wywiadu dla TV Toya stałem się nieoczekiwanie gwiazdą wieczornych wiadomości sportowych.
W ramach bezpieczeństwa poćwiczyliśmy jeszcze start i w końcu mogliśmy ruszać. patrze gdzie większość jedzie. Wybierając mniej komercyjny kierunek skierowałem się na <<nr>> w parku <<?>>
Nie jedzie się już tak ciężko jak rano.
Jestem na miejscu wyciągam manifest i czytam. Policz ile słupków jest na molu...jakto przeciez to molo jest dosyć długi i słupków od barierki jest tak na oko ok 100. I weź się tu teraz nie pomyl...Zaraz zaraz sprawdzam jeszcze raz manifest aaa... Tylko końcowej barierki:) no do tylu w tym mrozie jestem w stanie doliczyć :P
Nie chciało mi się wracać z powrotem więc jechałem wąskim <<<singltrakiem>> gdzie wpadając za ścieżkę w nie utwardzony śnieg zapadało się od razu do połowy koła.
Teraz prosto na dworzec Łódz-Widzew niby daleko ale trzeba się rozgrzać. Na miejscu proszę o stempel potwierdzający moją obecność jak się później okazało jedynego zawodnika na tym punkcie.
Łyk (bo więcej się nie dało) Zmrożonej wody mineralnej i ruszam dalej. Tak się spieszyłem że prawie przejechałem...pociąg tylko nie taki prawdziwy ( w tym przypadku to raczej było by na odwrót) tylko jakaś plastikową zabaweczkę małej dziewczynki o imieniu Elmirka. Ach ta Elmiraka:P
Jadąc Piłsudskiego mijam stadion Widzewa mijam wiadukt mijam skrzyżowanie z Niciarnianą...
No właśnie a miałem nie minąć tylko skręcić więc musiała nastąpić szybka i to dosyć znaczna korekta kursu. Pod prąd na czerwonym chyba raczej nie zgodnie z przepisami udało mi się przedostać już na właściwą drogę. Czego to się nie zrobi żeby tylko trochę zyskać na czasie żeby tylko trochę skoczyła adrenalina:p
Na ulicy do odnalezienia jest teraz dom o nr 5 i znak kolo niego stojący. Ja widziałem zakaz wjazdu ...inni zakaz skrętu w lewo. Pewnie wtedy nawet nie świadomie znowu jakie przepisy złamałem.
I teraz szybko na najważniejszy punkt na całej trasie czyli punkt żywnościowy bo dla pierwszej osoby do wygrania darmowy zestaw placków w tajemniczo brzmiącej „Plackarni”
Zmotywowany przyglądam się dokładnie każdemu szyldowi zaglądam w każdą bramę mając nadzieję że w końcu znajdę obiekt moich poszukiwań obiekt moich marzeń niestety pod parzystym nr między Kilińskiego a Piotrkowską nie ma nic co by przypominało 'Plackarnie'
już się zacząłem właściwie zastanawiać co to morze tak naprawdę być... Ludzi których spotkałem mówili że nie wiedzą o co mi chodzi ale wskazywali na pizzerie, prasowalnie, salon kosmetyczny i fryzjera... Już zwątpiłem czy nawet jak bym wygrał czy bym chciał co cokolwiek stamtąd jeść:P
Ale jakimś podejrzanym zbiegiem okoliczności spotykam w jednym miejscu Pawła i Anie a za chwilę pojawiają się Piotr z <<>> a przecież było mówione na starcie że w parach nie wolno jeździć. I tak oto wszyscy uczestnicy oprócz (optucz jednego<<>>) Rzucają się na poszukiwanie darmowych placków czy co to tam tak naprawdę jest.
Niespodziewanie Piotr z kolegą gdzieś się ulatniają. Kurcze pewnie znaleźli. (Później okazało się że weszli zamiast do prawdziwej „Plackarni” po prostu do jakiegoś baru zapytali czy to jest plackarnia. Właściciel powiedział ze oczywiście bo tydzień temu robili. Usatysfakcjonowani ta odpowiedzią poprosili o wymagany stempelek na potwierdzenie który nawet dostali i wyszli)
Już się pogodziłem z myślą ze nie uda nam się znaleźć tego punktu. Pilnowałem rower Ani i przy okazji swój nie mogłem nigdzie odejść. Bo właściciel roweru od którego go pożyczyłem wyraźnie powiedział żebym go nigdzie chociaż na chwilkę nie zostawił.
Czekam i czekam na nich nie mogąc ruszyć się miejsca. W końcu biorę dwa rowery i i idę w miejsce gdzie ostatni raz ich widziałem okazuje się znaleźli „Plackarnie” dostali darmowe wejściówki i ujada ze mnie tam w ogóle nie było eh.
Podłamany tym faktem straciłem cały zapał do rywalizacji teraz już na 1,5h przed końcem czasu ruszamy jeszcze już w 3 do Manufaktury na herbatkę z najlepszej herbaciarni w mieście a mianowicie„Czas Na Herbatę”
Teraz niby nic specjalnego czyli nasz pomysł na zjazd z ruchomych schodów dla wózków <<><> pierwszy rusza Paweł coś tam krzyczy ale jakoś się tym nie przejąłem. I ruszam ja chciałem zobaczyć jak działa hamulce na tej nawierzchni. Okazało się że w ogóle nie działają...pomimo że używam tylnego i przedniego rozpędzam się coraz bardziej i widzę tylko Pawła z przodu jak mknie prosto na jakiś ludzi z wózkiem z zakupami. A ja zaraz za nim bez możliwości zatrzymania się jak ona na nich wpadnie to ja jeszcze poprawie wpadając na nich. Na szczęście w ostatniej chwili przestraszenie klienci hipermarketu odskakują na bok zostawiając trochę miejsca na przejazd kolegi z przodu. On oczywiście wykorzystuję to a ja zaraz za nim. 25Km/h na 2 hamulcach to nawet dobry wynik.
Jeszcze Toy Toy znajdujący się koło amfiteatru w parku <<>> i zapisanie trzech litr z niego (Ciekawy pomysł na punkt odnajdywanie szaletów ukrytych w parku i z pisywanie później napisów. Chociaż jak ktoś chciał skorzystać o to proszę punkt idealnie dopasowany do jego potrzeb:P)
Czasu mało sił też już niewiele ale przed metą Jeszcze tylko plac zabaw w parku<<>> i zapisanie z niego pierwszego wyrazy z regulaminu.
I w końcu ciepła meta w <<>>>
okazało się ze byłem 5... odwiedziłem 6 miejsc a zaliczone miałem tylko 3
okazało się że pomyliłem np. napis z toalety było mi tak zimno ze nie chciało mi się już wyjmować manifestu i tego pisać a na miejscu zapomniałem i musiałem strzelać z tymi trzema literami wiadomym skutkiem.
Albo w parku przy placu zabaw. Zimno rak teraz już nie czuję wcale. Myśli już daleko gdzieś w okolicach mety. A tu wczytaj się dokładnie ze chodzi tylko o pierwszy wraz a nie cały punkt z regulaminu.
Mimo wszystko ten zimowo-mroźny BOBcyk Był bardzo udana imprezą. Ciekawe zadania na punktach, Super atmosfera mnóstwo nagród i to wszystko za jedyna 2 zł
Miało być więcej uczestników ale chyba niestety przestraszyli się pogody. Teraz mogą tylko żałować że ominęła ich taka wspaniała impreza

Ale to wszystko nie odbyło by się bez dużego zaangażowania i poświecenia organizatora i oczywiście sponsorów to właśnie dzięki takim ludziom imprezy rowerowe mogą się wciąż odbywać w Łodzi
Którym oczywiście dziękujemy i już nie możemy się doczekać następnego BOBcyka


A Po całych Tych zmaganiach sportowych trzeba zregenerować siły oczywiście w Pizzerii
Wczesna jednak godzina dysponując wejściówkami ( również od organizatora) idziemy na mecz siatkówki Organika-Budowlani Łódź- KPSK Stal Mielec (Niestety przegrany po słabym meczu 3:1)
Po meczu ustawka przed halą która kończy cały dzień wrażeń w pubie Owoce Warzywa.

Ostatni raz w tym roku...

Poniedziałek, 15 listopada 2010 · Komentarze(4)
Za oknem słońce jest ciepło ja mam akurat trochę czasu wolnego a na dodatek w przedpokoju stoi rower i to różowy który jest przygody głodny.
Nie mogłem się powstrzymać korzystając jak to się okazało z ostatniego tak słonecznego i ciepłego dnia tego roku.
Wsiadłem i pojechałem do Czarnocina tak jak kiedyś...
Jazda na rowerze to co jednak to co najbardziej lobię robić. cisnąć dalej i jeszcze szybciej to naprawdę wciąga;]
Miało być jak najszybciej się da żeby wycisnąć jak najlepsza średnia. Ciekawy byłem jak szybko da się jechać bez żadnych treningów przez tyle czasu.
I co prawda już od samego początku dało się odczuć brak siły w nogach... zero przyspieszenia rozpędzałem się jak ciężki pociąg:p
Cieszył chociaż fakt że jechałem cały czas na blacie co nawet mi ostatnio nie zawsze wychodziło.
Hmm myślę sobie na początku to pewnie trochę pokazaczę na twardym przełożeni a potem już ztyrany będę musiał zejść na coś lżejszego. Ale nie.. Jadę dalej za młynkiem jest lekki podjazd ale dosyć długi. Jadę szybko jeszcze szybciej no już szybciej nie mogę. Czuje ze nogi nie niosą jak zawsze ale zero zmęczenia.
Jest to trochę zadziwiające bo zawsze wcześniej pokonując ten odcinek byłem już trochę zdyszany.
Nie miałem licznika żeby zobaczyć jak szybko jechałem. Wydawało mi się jednak ze wcale tak zle nie jest
No nic jadę dalej przede mną jakieś rematy na drodze trzeba zrobić to czego nie lubię jak mknę na rowerze czyli zwolnic zatrzymać się i co gorsza zejść. Przeniosłem rower przez remontowany odcinek drogi i wsiadam.
I znowu to samo zanim się rozpędzę jak ciężka lokomotywa która dyszy i sapie minie trochę czasu.
I tak sobie jadę, bliżej nie znana mi prędkością ciągle zero zmęczenia chociaż pedałuje się ciężko.
Dojeżdżam do sklepu zrobić sobie zapasy na dalsza podroż 4x snickers i 1.5L wody może wystarczą.
Dalej już tylko najbardziej ostry podjazd na całej trasie. Czyli ściana płaczu w Romanowie. Jak nie miałem formy to zawsze musiałem się trochę natrudzić zmieniając przełożenie na bardzo lekkie żeby pod nią wjechać.
Teraz też raczej nie mam no bo skąd...Jadę jednak ociężale jak parowóz ale na blacie wjeżdżam prawie bez wysiłku biorąc może kilka głębszych wdechów.
No teraz to już jestem mocno zdziwiony o co chodzi... powinno być źle tym bardziej ze przytyło się wtedy jakieś 5 Kg. A tu sunę sobie dalej i coraz lepiej mi to wychodzi jak już się rozgrzałem to bez większego zmęczenia dojechałem do Czarnocina nad stawy. Tam chwile sobie posiedziałem na ławeczce. Udało mi się złapać nawet rybę na wędkę bo koleś zwany wędkarzem poszedł pogadać do kolegi. A ja patrze a tu branie czujnik piszczy szczytówka się wygina jednym słowem branie!
Jak nie podbiegłem jak nie zaciąłem tak wyholowałem ładnego karpika niestety nie wymiarowy (Zabrakło mi 2 cm) Ale i tak najlepsza była mina właściciela wędziska jak zobaczył co się dzieje pod jego nieobecność.
Ok odpocząłem najadłem się napiłem i połowiłem sobie czas jechać w stronę Tuszyna.
I znowu jak lokomotywa powoli ospale się toczę ale do przodu rozpędzam się coraz bardziej.
Zaczyna robić się ciemno i coraz chłodniej a ja jak zwykle letnie klimaty na siebie założyłem. Trochę przyspieszę jeszcze żeby nie powiało chłodem. Teraz widzę Tuszyn Las i A1 ruchliwa. Międzyczasie zachód słońca i romantyczny korek na Rzgowskiej...na szczęście on mnie nie dotyczy wymijam wszystkich tych zamulaczy po drodze. Dalej mijając wiadukt już wiem że jestem u siebie
Nie mogę się doczekać aż zobaczę jaka to mi średnia wyszła sadząc po czasie to nie najgorzej powinno być
I rzeczywiście jak takim rowerkiem to było dobrze :]


A oto wędkarz i jego zdobycz. Widać że nie zawsze rozmawiał z kolegami:P






Trochę z innej perspektywy

Mapa

Two Days In Wrocław

Niedziela, 31 października 2010 · Komentarze(0)
W miasto pora gdy już światła dnia zagasną i pora zasnąć
Ja w podroż, miasto jak tajemniczy ogród swoje tajemnice skrywa.
Wrocław, księżyc,noc,spokój i nic się nie dzieje wokół
Odwiedzam te miejsca które znam tylko z mapy zachwycając się co krok aglomeracja Wrocławską.
Jakie mam plany tego jeszcze nie wiem. Godziny szybko miną do momentu gdy znikną wszystkie gwiazdy na niebie.
Czuje się pewnie i nie chce mi się wracać wcale
Jadąc bulwarem zachwycam się ze zeka co płynie wytrwale i wiatrem co wieje w koronach drzew stale wiem ze jestem tu sam od problemów wolny.
Wciąż głodny tych wspaniałych widoków uliczek w mroku pochowanych i szumu wiatru wiejącego gdzieś wokół.
Wiem ze ta noc minie szybko a rano zostaną tylko w pamięci migawki z Wrocławskiej nocą widzianej panor

PS
Dzięki wielkie dla Ani bez której nie było by mnie tutaj;)

Większość zdjęcia była robiona jakimś badziewnym Olympus dlatego teaki straszne szumy























Nathans Villa hostel- nocleg 2 min od starego rynku za 30zł w międzynarodowym towarzystwie francuzów, włochów i anglików...

Widok z łazienki...















Jadąc brzegiem zastanawiał się jak wysoki był poziom wody podczas powodzi...Teraz już wiem... nie było by mnie nawet widać tak wysoko była woda

Odyseja Jesienns 2010 <Gródek n.Dunajcem>

Niedziela, 3 października 2010 · Komentarze(0)
Po długiej i męczącej podróży w końcu jesteśmy My kiedyś koksy nie bojący się żadnego ostrego podjazdu. A teraz zupełnie bez formy w planach mając jedynie zaliczenie trasy rekreacyjnej... Oraz Ci którzy są wszędzie rozpoznawanie jako głowni kandydaci do zwycięstwa.
Po nocy przespanej w 5 gwiazdkowym hotelu..czyli aucie.Zostajemy brutalnie zbudzeni przez Braci.B którzy tylko oznajmili ze zaspaliśmy i na pewno nie zdarzymy na start... No trudno już na samym początku będziemy mieli duże opóźnienie. Nie śpiesząc się za bardzo już za chwile widzimy tylko jak nasi konkurenci ruszają ze startu i z wielkią determinacją rysującą im się na twarzy mijają nas. Gdy ostatni uczestnik znika za zakrętem w końcu uporawszy się z jeszcze nie do końca sprawnymi rowerami kierujemy się do biura gdzie otrzymujemy mapy od trochę zdziwionej koleżanki:P
Ruszamy już za chwile jedziemy na pierwszy PK mając blisko 2 godziny straty.
Niezły początek ciekawe co będzie dalej. A dalej były góry błoto i ostre zjazdy...czyli zero zaskoczenia na to akurat byliśmy przygotowani przynajmniej teoretycznie bo nagle,niespodziewanie hamulce przestały działać w wyniku czego jadać jakieś 40km/h musiałem się ratować awaryjnym hamowaniem na łące później zaoranym polu.Zakoś udało mi się przeżyć ale już do końca hamulce nie działały za dobrze:/




Był sobie kiedyś domek teraz pozostał tylko podjazd do garażu...


Jazda na takich rowerach nie była zbyt łatwa i przyjemna. Do tego przytrafiło się nam kilka błędów taktycznych w wyniku czego zaliczyliśmy jedynie 3 PK No nic jutro na pewno sobie odbijemy zaliczając wszystkie;)









Byliśmy trochę zmęczeni ale specjalnie zostawiliśmy sobie trochę siły na ognisko w pięknej scenerii jeziora i gór które trwało do późnych godzin wieczornych:D
Nic dziwnego ze na zajutrz nasze opóźnienie było jeszcze większe gdy obudziliśmy się dopiero przez hałas rowerów ruszających zawodników. Nawet nie chcialo nam się głowy podnosić z poduszek ale było słychać ze maja wieki chęci do jazdy i raczej nie będą na nas czekać:p
Poranek przy otwartych tylnich drzwiach z widokiem na jezioro był tak piękny ze ostatecznie wstaliśmy dopiero po godzinie. A otrzymując mapy ze zdziwieniem stwierdzilismy ze trzeba zaliczać Pk po kolei... To trochę pokrzyżowało nasz plany o zwycięstwie dzisiaj.
Pierwszy w kolejce Pk już dawno zamknięty na następny raczej nie zdążymy...hym hym no to morze zaczniemy od 3 PK...
Ostatecznie jak zawsze wybraliśmy wariant oryginalnym i niepowtarzalnym czyli zaliczamy PK od konca:D






Szczyt w Lipie 446 n.p.m
Rzeczywiście słowa operatora aparatu cyfrowego którego spotykamy na PK potwierdzają ze z tej strony jeszcze nit nie zaliczał tego PK
Dalej miała być jeszcze ostra walka o zwycięstwo ale piękno gór nas tak urzekło że jednak skosiliśmy się na mały odpoczynek na łące...




Gdzie by tu teraz pojechać:P










Takie widoki towarzyszyły nam przez większość czasu dużo pól mało lasów


Ciepły dotyk ja promienie słońca...;)


Ścieżka prowadząca prosto do czyjegoś gospodarstwa skąd trudno było później się wydostać:P


Pozostali uczestnicy wyjazdu.Prawie zwycięscy;]

Ostatecznie z małymi Jeszce przygodami po drodze docieramy do mety,godzinie po jej zamknięciu:P

Ku zachodzącemu słońcu;]

Środa, 8 września 2010 · Komentarze(0)
Z Kingą przejechać trochę posiedzieć a później jeszcze trochę się przejść takie
3 in 1
Ale zachód jak w mordę strzelił

SE K200i 0.31mega pikseli:P

Trzcińsko-Trzcińsko:P -=Dzień5=-

Środa, 25 sierpnia 2010 · Komentarze(2)
Moja wyobraźnia gurami rozbudzona dnia przedniego. Chce czerpać również dzisiaj mnóstwo wrażeń z dnia tego. Więc puszczam Pawła samego podjazdami głodnego na szlaki niech pojeździ swoim tempem tak całkiem sam nie czekając na nikogo.
Zostając w Trzcińsku z dziewczynami dwiema dowiaduje się co to znaczy mieć pecha gdy w całej wsi prądu nie ma... Chociaż dzisiaj dzień spędzony do 14 bardzo stacjonarnie to i tak nie żałuje bo było fajnie ;)


W oczekiwaniu na prąd którego długo nie było:P

Nie było wiadomo kiedy naprawią awarie a potrzebowaliśmy skorzystać z dostępu do internetu w miejscowej bibliotece. Wiec pojechaliśmy na szczyt po wspinać się trochę. Niestety na samym szczycie zaczęło padać i byliśmy zmuszeni wracać.
A po całym zjedzie z góry po błocie w deszczu okazało się że to już koniec opadów...padało tylko w tedy jak akurat byliśmy na rowerach...


Wjazd na sokolnik zielonym szlakiem


Oczywiście z Bamboszem nie wiem jak on za nami nadążał na zjazdach:P


Chyba zostałem wyśmiany ale tak wygląda się po jeździe bez błotników:P


Janowickie po deszczu skąpane w słońcu