Plan był zrobić dzisiaj ok 100 km w stronę Pabianic. Później pokręcić trochę w terenie po okolicznych lasach. Zaczeło się dobrze dojechałem do stawów Stefańskiego i tam na małą rozgrzewkę w lasku. Długo sobie niestety nie pokręciłem. Po długim podjeździe wreszcie przyszedł czas na zjazd więc przycisnąłem lekko i miałem 50km/h na liczniku. Zaraz przed zakrętem trochę zwolniłem ale i tak 40km na pewno było. Trochę źle się złożyłem do tego zakrętu i znalazłem się prawie na środku drogi. Ale jakie było moje zdziwienie gdy nagle przed sobą zobaczyłem auto. Nie miałem już czasu na żaden manewr. I jedyne o co teraz walczyłem to żeby nie wpakować się z nogami pod koła. Miąłem teraz do wyboru albo znaleźć się pod kołami samochodu. Albo pobijać się na szlakowej drodze. O oczywiście wybrałem drugi wariant. Nie wiem jak to zrobiłem ale udało mi się wyjść prawie cało tylko strasznie sobie starłem i pobijałem kolana. Niestety rower nie miał tyle szczęścia... Na początku myślałem że to moja wina. Wszystko mnie tak bolało że dopiero po chwili zobaczyłem że to jakaś laska jechała moim pasem i dlatego na nią wpadłem. Co się trochę wkurzyłem... już chciałem na nią mocno nawrzucać. Tylko jak w końcu wysiadła z auta to się okazało że to jest koleżanka mojej dobrej znajomej. Więc nie mogłem powiedzieć wszystkiego co o niej myślę. Później słyszałem w kółko Czy nic mi się nie stało ze bardzo przeprasza i nie wie jak to się stało. Ja chciałem jeszcze tylko zobaczyć jak wygląda mój rower pod kołami auta. Ku mojemu dużemu zdziwieni nic mu się nie stało. Normalnie to albo bym wezwał policję albo bym się jakoś dogadał... A teraz musiałem wracać z mocno krwawiącą nogą do domu. Bo w samochodzie ani nie było apteczki,ani miejsc żeby mnie podwiozła. Nie było daleko więc jakoś dojechałem.
To już drugi mój wypadek w tym miesiącu. Żaden z nich nie był z mojej winy bo ja zawsze oczywiście jeżdżę z godnie z przepisami. Jak tak dalej pójdzie to chyba zacznę golić nogi i wykupię sobie coś takiego :D
Witam!
Na rowerze jeżdżę od momentu założenia konta na BS (nie wliczając wypadów po bułki do sklepu:P).
Odkąd tylko pamiętam lubiłem wyzwania, głównie w sporcie, w którym dążyłem do wyznaczonych celów:). Zaczęło się od tenisa stołowego w gimnazjum. Zacząłem odnosić pierwsze turnieje i sukcesy. Jednak czułem, że to nie do końca było "TO".
Więc spróbowałem gry w siatkę. Zupełnie inne klimaty, ale właśnie o to mi chodziło. Dobrze mi szło, miałem spore sukcesy w reprezentacji szkoły i pojawiła się propozycja gry w amatorskiej lidze. Niestety wszystko się skończyło dzięki szacownemu gronu pedagogicznemu, które postanowiło mnie wyrzucić z drużyny. Do dzisiaj tak naprawdę nie wiem, o co im chodziło...:/
Później za namową mojego przyjaciela zacząłem trenować taniec... Ale nie towarzyski tylko break dnace'a. Niesamowita atmosfera, ludzie na treningach i turniejach. To wszystko przyczyniło się do tego, że Taniec i Muzyka stały się moją pasją na kilka kolejnych lat, dopóki nie przytrafiła mi się kontuzja, która uniemożliwiła mi dalszy trening.
Po rehabilitacji zastanawiałem się, co będę teraz robił w wolnym czasie (oprócz imprezowania;P). Pomyślałem, że rower może być kolejnym wyzwaniem dla mnie.
Może jeszcze nie w tym sezonie, ale w następnym, jak już będę prezentował jakiś normalny poziom, wezmę udział w kilku maratonach MTB i zobaczę, czy jazda na rowerze to coś dla mnie.
A na razie pokonuję kolejne kilometry i zdobywam cenne doświadczenie;)
Jak na początek, to chyba nie jest tak źle.