Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2009

Dystans całkowity:933.68 km (w terenie 204.30 km; 21.88%)
Czas w ruchu:43:15
Średnia prędkość:21.59 km/h
Maksymalna prędkość:61.70 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:66.69 km i 3h 05m
Więcej statystyk

Cuda się zdarzają

Niedziela, 10 maja 2009 · Komentarze(2)
Po wczorajszej wizycie w kinie i imprezie w końcu znalazłem trochę czasu i sił żeby dodać opis do wycieczki

Ustawiłem się z Xanagaz i Silenoz o 10 w Łagiewnikach. Jestem na miejscu 10 min spóźniony myślałem że poczekają trochę ale nikogo nie było na miejscu. Jeszcze się dokładnie rozejrzałem dookoła bo może gdzieś dobrze się ukryli. A nigdy jeszcze wcześniej nie miałem okazji się z nimi ustawić. Wiec nie wiedziałem jak wyglądają. Widziałem tylko 2 gości na składakach. Jednak to chyba nie byli oni. Chciałem zadzwonić do nich co to się stało że nie mogli już z pośladami wytrzymać 10 min bez pedałowania. (Ale dzień wcześniej niestety miałem mały wypadek z udzielam auta. Mi się nic nie stało ale straciłem tel:/) Szkoda było już tyle straconego czasu więc pokręciłem się jeszcze trochę po Łagiewnikach. Wracam tą sama drogą patrzę a jednak stoją bikerzy w omówionym miejscu. Podjeżdżam witam się i pytam się czemu takie spóźnienie. I wtedy dowiaduję się o SMS-ie którego wysłali że będą o 10:30... To nie pierwszy raz kiedy komórka bardzo by mi się przydała. Na początku jedziemy podobnież trasą maratonu. Ja kompletnie nie wiem gdzie jestem więc zdaję się na niezawodnego pilota Xanagaza ...prawie niezawodnego. Po drodze słyszę plany Silenoza na stworzenie lekkiego, nie za drogiego i niezniszczalnego bika. Po odrodzę przez las uświadamiam sobie że mój rower nie za bardzo sobie radzi w terenie i że w ogóle to wielki czarny złom...chociaż Jeszcze jakoś jeździ. Dalej kierujemy się w obowiązkowy punkt każdej wycieczki czyli sklepu żeby nabyć coś do pici i jedzenia. Tutaj zaopatruję się skromnie w 1.5l i 6 Snickersów. Widać zrobiłem duże wrażenia na sprzedawczyni bo jej mina była niezapomniana. Po krótkim postoju ruszamy dalej żeby nie zamulać w miejscu. I lądujemy na trasie 708 łączącej Brzeziny ze Strykowem. Okazało się że to nie w to miejsce mieliśmy dojechać ja tam nawet o tym nie wiedziałem bo zupełnie nie znam tych terenów. Ale jak już wiem to napiszę że to Xanagaz strasznie zjebał bo pomylił trasę chociaż mówił cały czas że wie gdzie jesteśmy;P Ale to nic z porównaniem z tym co mi się zjebało...Po ustaleniu dalszej trasy jedziemy a tu mi się nagle i to bez ostrzeżenia łańcuch się zerwał. Co się wkurzyłem na tego złoma. Dobrze że ja się tak szybko nie denerwuję bo by wylądował kilka metrów dalej w leśnym poszyciu. Ale i tak poszło kilka epitetów jaki to on jest wspaniały.Silenoz też miał jakieś problemy ze swoją przeżutką ale ostatecznie udało mu sie dotrzeć do domu.I teraz właśnie jak by się bardzo przydał tel którego nie miałem. Nie pamiętałem nawet żadnego tel do kogoś kto by dysponował wozem techniczny żeby mnie ściągnąć z tego zadupia. W tej chwili Xanagaz pokazał swoją władze,moc,potęgę i załatwił mi nr tel do domu. Niestety nikogo nie było i coraz bardziej realna wydawała się opcja powrotu pieta palec. Co w perspektywie że do domu było ok 40km i jest po godzinie 14 wydawało się nie wykonalne. Były jeszcze pomysły żeby zamówić taksówkę albo czekać na cud...(wrócę jeszcze do tej opcji później) ostatecznie stanęło że będę się woził PKS do lodzi. Co prawda jak byłem się spytać w sklepie czy tu jakieś PKS-y kursują w sobotę. To usłyszałem że to zadupie i nic nie jeździ. Tylko że na następnym przystanku wisiał rozkład jazdy z którego wynikało że za godzinkę będę miał PKS prosto do LDZ. Sugerując się tym pożegnałem się z chłopakami i na zielonej trawce spokojnie delektując się Snickersem czekałem na transport. Po 1.5 godzinie zacząłem się obawiać że jednak ten rozkład to ściema. Po rozmowie z miejscowym rolnikiem dowiedziałem się że to zadupie (to akurat już dawno zdążyłem zauważyć) I że rozkład wisi tu już 2 lata a PKS jeżdżą jak im się podoba a w sobotę na pewno nic tu nie przejeżdża. No to teraz jestem w dupie jest po 16 a do domu Jeszce taki kawał nie zdążę przed zmierzchem. Szybko musiałem coś wymyślić. Jakaś akcja desperacja albo czekanie na cud. I rzeczywiście się zdarzył. Podjeżdża auto uchylaja się okno i słyszę pytanie 'co się stało?'. Po krótkim wyjaśnieniu że muszę się dostać jakoś do LDZ i czekam na PKS. Dowiedziałem się już standardowej rzeczy że to zadupie i PKS to tutaj nie jeżdżą. I Coś czego się nie spodziewałem koleś w aucie zaproponował mi spinkę do łańcucha!!! Oczywiście skorzystałem. I podziękowałem uśmiechając się pięknie. Są jednak jeszcze normalni ludzie. Teraz wreszcie mogłem normalnie już pedałując wrócić do domu. Powoli bez napinki żeby znowu coś nie odpadło dotarłem przez Brzeziny do domu...w końcu

Nie wiem dokładnie ile przejechałem i w jakim czasie wiec dane są tylko orientacyjne

Trening po pracy-Czarnocin

Czwartek, 7 maja 2009 · Komentarze(1)
Żeby nie zapomnieć jak się jeździ na rowerze mały wypadzik treningowy po pracy.
Przed weekendem trzeba trochę się rozruszać:D

Zalew Sulejowski i okolice

Niedziela, 3 maja 2009 · Komentarze(2)
Nastawiłem sobie budzik na 8 żeby nie tracić dnia na spaniu. Rano jednak okazało się że po wczorajszej imprezie to zdecydowanie za wcześnie jak dla mnie i ostatecznie wstałem dopiero o 10:30. chociaż późno to z mocnym postanowieniem że dzisiaj jednak pojadę gdzieś w ciekawe miejsce...Jak to zawsze bywa nie miałem żadnych planów więc szybka rozkminka gdzie jechać... Tama w Smardzewicach wydała się bardzo kusząca. Nigdy tam jeszcze nie byłem a przy okazji jest co zwiedzać dookoła. Jeszcze wyznaczenie sobie trasy żeby później nie błądzić po drogach. Niestety wszystko razem zajęło mi sporo czasu i dopiero o 12 wyszedłem z domu. Strasznie późno ale jakoś chyba zdarzę przejechać w obie strony. Oczywiście omijając wszystkie główne drogi przejeżdżałem przez Czarnocin gdzie minęło mnie 2 szosowców. Myślałem że nie mam szans utrzymać ich tempa ale jednak się udało. Chłopaki na początku mocno cisnęli dając sobie zmiany. Ale później trochę zwolnili więc pomyślałem że ja teraz trochę poprowadzę. Nie wiem co się stało ale trochę chyba przesadziłem z tempem bo jedne od razu spuchł a drugi chociaż już tracił do mnie sporo dystansu. To ambitnie mnie wyprzedził z naprawdę szybkim tempem. Muszę przyznać że zrobił na mnie wrażenie ale tylko do momentu jak za chwile nie zatrzymał się przy sklepie...Dalej do miejscowości Baby musiałem jechać jak zawsze sam. Dalej w stronę Wolborza. Z tond już bardzo blisko na tamę i naprawdę dużo ludzi na rowerach mijałem. Nieraz to aż trudno było wyprzedzić kilkunasto osobowe grupy Po krótkim odpoczynku na tamie skierowałem się w stronę kopalni chyba piasku...nie wiem dokładnie co to za surowiec był. Ale biały klimaty dookoła przypominały trochę księżycowy krajobraz. Później były plany żeby pojechać w stronę bunkra kolejowego ale po drodze skusiłem się jeszcze na odwiedzenie Ośrodka hodowli żubrów w puszczy Kampinoskiej. Niby wejście płatne aż 2.2zł tylko nawet nie wiedziałem gdzie jest kasa. I pomimo najszczerszych chęci uiszczenia opłaty miałem darmowy bilet VIP-a;P Teraz już zgodnie z planem w stronę bunkra w Jeleniu. Schron kolejowy robi wrażenie ale widać że jest już trochę zdewastowany. Chciałem zrobić zdjęcia niestety niespodziewanie aparat odmówił współpracy :/ Piękna okolica dużo lasów i co chwilę jakiś podjazd a nie tak płasko jak w okolicach Łodzi. Ciałem jeszcze zostać ale musiałem już wracać do LDZ żeby zdążyć przed zmrokiem. Do domu wracałem tylko trochę zmienioną drogą. Ostatnie kilometry pokonywałem już prawie po ciemku bo w domu byłem po 20. Następnym razem będę musiał wcześniej w




Teama w Smardzewicach


Woda,plaza,grill i zimne piwko czego jeszcze tam brakuje...mnie:P


Wesoły podjazd w Łodzi takich nie znajdziecie. A w tle widac jeszcze zalew


Widok na starą kopalnię


Jedna z wielu kopalni w tym rejonie. Niestety nie miałem czasu żeby przyjrzeć się wszystkim dokładnie



Kopalnia odkrywkowa w Białej Górze


Black & White


Wreszcie na szczycie.Potargana fryzura,spocony ale przynajmniej opalony


nawet w niedziele kopalnia była czynna...


Ach ten kolor wody...


Niebieskie Źrudła sie chowają


Wybieg pokazowy w ośrodku hodowli żubrów


Żubr wystepuje w...puszczy



Zachód słońca w drodze do domu

Jeziorsko do szefa na działkę

Piątek, 1 maja 2009 · Komentarze(0)
Dzwoni do mnie rano szef że mam w piątek przyjść do pracy. Ja się wkurzyłem że przecież wolny dzień jest a poza tym nic nie mówił wcześniej...Po chwili słyszę że to tylko żart i chciał mnie zaprosić na działkę w Dzierząznej. Teraz to co innego:D powiedziałem że będę za kilka godzin. Kiedy ciśnienie mi trochę już spadło to Jeszce na koniec musiał dodać że akurat jak przyjadę to mu pomogę kopać dół na szambo eee jasne...Lepiej Lecha do lodówki włóż i z grillem na mnie czekaj:P Szybko coś zjadłem i chciałem już jechać ale zapomniałem że obiecałem dziadkowi że podleje mu kwiatki z rana. Więc szybko do ogrodu z konewka i podlewam rabatki. Szybko mi to poszło niech teraz chociaż ładnie rosną. I w końcu w drogę. Tradycyjnie nie wożąc się głównymi drogami tylko tymi bocznymi. Docieram do Kwiatkowic i z tamtą w prawo na Małyń. Drogą przez lasek docieram do Zygr gdzie przejeżdżam koło masztu radiowego. Z wiatrem który dosyć mocna wiał docieram do Zadzimia ze średnia ok 30km/h. Tutaj zaczaja się problemy bo odbijam w prawo w stronę Niemysłowa a 'bardzo dokładna' skserowana mapa o skali 1:250 000 tylko utwierdza mnie ze nie wiem gdzie jetem. Po kilku nastu kilometrach w końcu odnajduje na mapie drogę na którą przed chwilą wjechałem. Jak się okazało była to właśnie ta o którą mi chodziło czyli 478. Teraz jeszcze telefon do szefa żeby się zapytać gdzie dokładnie ma działkę i już po 15 minutach jestem. Myślałem że on będzie tam sam z synem a on zabrał tam całą rodzinę. I muszę przyznać że całkiem fajną ma córkę:D Oczywistsze był grill więc się najadłem i napiłem. Niestety nie mogłem długo zostać bo jeszcze miałem trochę kilometrów do przejechania. Chciałem jeszcze zobaczyć tamę więc nie wracając się pojechałem w stronę Księże Młyny i na początku pięknie i szybko po asfalcie. Niestety za chwilę prosto w piach i tak przez 15km masakra. Krótki odpoczynek na tarasie widokowym koło elektrowni wodnej. Było tam nawet sporo ludzi i nawet pizze można było sobie kupić. Nie skorzystałem i po betonowych płytach ruszyłem dalej. Tym razem odwiedzić znajomych w Brzegu koło swojej działki. Ale przed odwiedziłem jeszcze grup cioci w Brodni. Nie chciałem wracać przez strasznie monotonna trasę przez Rossoszyce tylko pojechać jakąkolwiek inną zęby tylko nie jechać cały czas prosto. Padło na drogę przez Lubolę do Kwiatkowic na mapie wyglądało ze łatwo da się tam dotrzeć. Ale oczywiście po drodze było mnóstwo skrzyżowań a na mapie tylko prosta droga...I niestety pomyliłem drogi i dojechałem do Rossoszycy którą tak chciałem ominąć. Rzucam trochę mięsem w asfalt ze złości i jadę dalej teraz już załamany bez żadnych planów prosto na Szadek. Ta trasa jest strasznie dla mnie mecząca dlatego jeszcze raz dokładnie czytam mapę i decyduję się na skręt w prawo za Szadkiem na Wilamów. Pewnie znowu z tak dokładną mapą zgubie się z 10 razy ale przynajmniej z dala od główna trasy. Nie żałowałem bo droga naprawdę ciekawa mały ruch i cały czas prawie przez lasy. Tylko mały szczegół trochę mną wstrząsnął 10km odcinek drogi po piachu ze strasznymi dziurami tam to chyba tylko autem terenowym dało by się przejechać. Przed Górką Pabianicką byłem już bardzo blisko domu. Ale tak dobrze mi się jechało ze postanowiłem jeszcze odwiedzić Konstantynów.Ł. W Żydkowicach w lewo do Porszewic przez Konin i bardzo ciekawą miejscowość Majówkę. W Kansasie jak zwykle odwiedziłem koleżankę Hondę i zjadłem coś ciepłego u niej w barze;) i dalej już prawie po ciemku do LDZ jechałem chodnikiem. W domu byłem po 21


Domek u mnie na działce


Nie wiem czemu taka nazwa bo to straszne zadupie...:P A w tle maszt w Zygrach chociaż jest oddalona jeszcze o parędziesiąt km


A tutaj maszt radiowy z bliska nie zmieścił mi się w kadrze bo ma aż 346m i jest 3 najwyższą budowlą w Polsce. A do 1991 r najwyższa budowla był podobny maszt w Gąbinie tylko że miał 646m. Dubaj się chował