Chociaż do weekendu zostały 2 dni, to już nie mogłem wytrzymać i musiałem się trochę ruszyć z domu. Przed samym wyjściem była chwila zwątpienia. Że przecież po ciężkiej pracy to raczej trzeba odpocząć a nie wozić się rowerem. Ale po krótkiej chwili rozwiały się wszystkie wątpliwości ...JADĘ :D Była już dosyć późna godzina bo prawie 17 więc nie mogłem za bardzo się rozpędzać bo później musiał bym wracać po ciemku a tego wolałem uniknąć. Wiadomo brak oświetlenia a pomimo że już prawie zaliczam się do elity LDZ (hehe taki żarcik:P ) To podczas spotkania z autem nie maił bym szans... A czasu starczyło tylko na ok 50km. To w drodze losowania padło na Czarnocin. Najczęściej jadę najpierw przez Tuszyn. Tym razem jednak pojechałem odwrotnie. Po drodze urozmaicając sobie nieco trasę skręcając na Stefanów. Później prosto aż do miejscowości Kalinko. Tam w lewo do Romanowa gdzie jest długi i osty podjazd Cały czas przed siebie,wracając na główną trasę w Woli Rakowej ale tylko na chwile. Bo zaraz później w prawo na Czarnocin. Mijając kolejne miejscowości zobaczyłem przed sobą ciągnik który strasznie kurzył. Myślałem że chłop w traktorze coś tam sobie orze na polu i dlatego tyle tego kurzu było. Ale jak go mijałem to okazało się że akurat teraz zachciało mu się użyźniać glebę...obornikiem. Zachwycając się widokiem i zapachem pojechałem dalej. Wracając do domu widziałem kilku kolaży ale niestety żaden nie jechał w moją stronę żeby się z nim zabrać. A jak już się jakiś trafił to był szczęśliwym posiadaczem składaka...albo szosówki z karbonową ramą za którym utrzymałem się przez może 100m
Dzisiaj 50 km pękło,jak na trening po pracy to nawet całkiem niezła średnia prędkość. Chociaż widziałem jak niektórzy jeżdżą po 300 z taką średnia (Nie wiem jak w ogóle można taki dystans przejechać;P ) Ale systematycznie cały czasu z formą do góry:)
http://www.bikestats.pl/wydarzenia/lodzka-rowerowa-masa-krytyczna-w-nowej-oprawie_122.html - później jest planowany nieoficjalne ognisko na poligonie na brusie, prowiant w zakresie własnym ;)
Witam!
Na rowerze jeżdżę od momentu założenia konta na BS (nie wliczając wypadów po bułki do sklepu:P).
Odkąd tylko pamiętam lubiłem wyzwania, głównie w sporcie, w którym dążyłem do wyznaczonych celów:). Zaczęło się od tenisa stołowego w gimnazjum. Zacząłem odnosić pierwsze turnieje i sukcesy. Jednak czułem, że to nie do końca było "TO".
Więc spróbowałem gry w siatkę. Zupełnie inne klimaty, ale właśnie o to mi chodziło. Dobrze mi szło, miałem spore sukcesy w reprezentacji szkoły i pojawiła się propozycja gry w amatorskiej lidze. Niestety wszystko się skończyło dzięki szacownemu gronu pedagogicznemu, które postanowiło mnie wyrzucić z drużyny. Do dzisiaj tak naprawdę nie wiem, o co im chodziło...:/
Później za namową mojego przyjaciela zacząłem trenować taniec... Ale nie towarzyski tylko break dnace'a. Niesamowita atmosfera, ludzie na treningach i turniejach. To wszystko przyczyniło się do tego, że Taniec i Muzyka stały się moją pasją na kilka kolejnych lat, dopóki nie przytrafiła mi się kontuzja, która uniemożliwiła mi dalszy trening.
Po rehabilitacji zastanawiałem się, co będę teraz robił w wolnym czasie (oprócz imprezowania;P). Pomyślałem, że rower może być kolejnym wyzwaniem dla mnie.
Może jeszcze nie w tym sezonie, ale w następnym, jak już będę prezentował jakiś normalny poziom, wezmę udział w kilku maratonach MTB i zobaczę, czy jazda na rowerze to coś dla mnie.
A na razie pokonuję kolejne kilometry i zdobywam cenne doświadczenie;)
Jak na początek, to chyba nie jest tak źle.